sobota, 25 grudnia 2010

whatever words i say... i will always love you.

Lubię święta, mimo wszystko. Wigilię, która zaczyna się normalnie, a kończy za to rwaniem strun i demonstrowaniem braku talentu do śpiewania, wraz z ojcem, kiedy zamiast kolęd wolimy śpiewać Doors'ów, tudzież Aerosmith. Moją młodą, którą kilka razy w roku da się lubić, kiedy to na przykład niby przez przypadek urywa aniołkom główki. Nie, nie czuję tej atmosfery, zupełnie. Czuję się jakby był to po prostu weekend, tyle, że z wielką kolacją i masą paczek pod choinką.Święta są przereklamowane, co racja to racja. Tu nie chodzi przecież o to ile pieniędzy wydano na prezenty, nie sądzę, że kto dostał więcej, wszystkim wkoło o tym powiedział, jest lepszy. To wręcz przykre, jak wszyscy sprowadzają grudzień do wydatków i demonstrowania tego na jak duże mogą sobie pozwolić. Jednak, jest pozytywnie, nawet bardzo. Coś sprawia, że nie potrafię przestać szczerzyć się do laptopa. W dni takie jak te, dochodzę do wniosku, że moja rodzina wcale nie jest tak nawiedzona jak mi się wydaje na co dzień. Nie oszukujmy się, lubię takie dni. 
A tymczasem, mam dvd z koncertów do oglądania na cały dzień, a Angus kusi,  kusi, bardziej niż pisanie ambitnego posta na bloga.

always in trouble
forever detained
ac/dc - good luck & good riddance to bad luck

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz